Gotowi na Autorski Przysłówek? W roli głównej autor cyklu Piętno Pielgrzyma – Janusz Lasgórski
Czas na coś, czego jeszcze na blogu na blogu nie było! "Autorski Przysłówek" to nowy cykl, który opiera się na wywiadach z pisarzami. Sama uwielbiam je czytać, bo zawsze to miło poznać autora z nieco innej strony. Nie mogłam sobie zatem odmówić tej przyjemności i już dziś zapraszam Was do lektury wywiadu z Januszem Lasgórskim, autorem cyklu w fantastycznym klimacie. Słyszeliście już o Piętnie Pielgrzyma?
Czemu "Przysłówek"? Autorowi zadałam cztery pytania: Jak? Gdzie? Kiedy? Dlaczego? Ni mniej, ni więcej. A co z tego wyszło? Sprawdźcie koniecznie!
Autorski Przysłówek – wywiad z Januszem Lasgórskim
Jak zaczęła się Pana przygoda z pisaniem?
Efekty pierwszych prób napisania powieści, jeszcze w
szkole podstawowej, oceniała moja mama nieświadoma „twórczych” męczarni syna.
Komentarz: „no i po cóż przepisujesz te książki?” był dla mnie nie lada
pochwałą.
W pierwszej klasie liceum… pomyślałem już o napisaniu
i wydaniu własnej powieści na poważnie. Czytanie książek i pisanie (ołówkiem w
zeszycie) kosztem nauki obowiązkowej odbiło się, niestety, na ocenach. Rodzice
nie byli zadowoleni. O jakości mojego „dzieła” nie wspomnę. Okazało się, że
umiejętności nabyte w szkole nie wystarczą nawet na poprawne napisanie prologu
własnej powieści.
Może to banalne stwierdzenie, ale żeby pisać, wpierw
należy opanować sztukę sprawnego stawiania znaków pisarskich, wyrazów i w miarę
poprawnego zapisywania zdań. Przelewanie myśli na papier przychodzi wtedy
łatwiej, o ile nie jest tego podstawowym warunkiem.
Po wielu latach powróciłem do marzeń z dzieciństwa.
Jak to zwykle bywa, zaczęło się od pracy zarobkowej. Przez wiele lat pisałem (a
głównie przepisywałem i robiłem korektę sugerowaną przez program worda, a także
formatowanie tekstów na poziomie podstawowym) nieraz po kilka godzin dziennie w
firmie rodzinnej. Wtedy (z górą dwadzieścia lat temu) większość studentów prace
dyplomowe pisała odręcznie, więc chętnych było co niemiara. Najłatwiejsze
zlecenia polegały na przepisaniu zaznaczonych fragmentów książek i druków,
których pokaźny stos dostarczał mi student z prośbą o zmianę formy zdań na
bezosobową i połączeniu wszystkiego kilku zgrabnymi zdaniami. Pisałem i
kasowałem należność. Doszedłem do wniosku, że aby wybrać i zaznaczyć potrzebne
fragmenty, zleceniodawca również musiał się solidnie napracować. Przepisałem w
sumie kilkaset prac dyplomowych z różnych dziedzin nauki, w tym większość prac
licencjackich i magisterskich. Znalazły się też dwie doktorskie, sporo trudnych
fragmentów podręczników szkolnych, a nawet kilka opowiadań i jedna powieść
liczącą, jeśli dobrze pamiętam, ponad tysiąc stron.
To wtedy wpadłem w nałóg… pisania. Motywacji do
napisania własnej powieści nie musiałem szukać. Treść kupowanych i
wypożyczanych książek przestała mi odpowiadać. Chciałem stworzyć coś własnego.
I tak to się zaczęło.
Gdzie szukał Pan inspiracji?
Nie szukałem? Nie znam tego problemu. Inspiracje są
wszędzie, one po prostu były, same dotarły do mnie, znalazły mnie, zmusiły do
pisania właśnie tego rodzaju prozy i w ten sposób, może nieco odmienny
od ogólnie przyjętego, ale bez udziwnień. Oczywiście nachodziły mnie także
chwile zniechęcenia, niekiedy miałem naprawdę wszystkiego powyżej, ale tylko na
krótko! Piszę, bo lubię!
Samymi chęciami jednak nie da się niczego dokonać. Musiałem
sięgnąć po wiedzę i opanować podstawowe umiejętności w tworzeniu tekstu. Żeby
inspiracje do mnie dotarły, zadbałem o to, by mieć pod ręką ich źródło. W moim
przypadku najlepszym było i nadal jest samo życie (nie mylić z żadną
publikacją, ani innym „dziełem” pod tym tytułem) połączone z potrzebą sprzeciwu
wobec istniejącego stanu rzeczy. Poza tym bardzo pomocna okazała się mała, ale
własna biblioteczka, biblioteka miejska, gminna i szkolna na każdym szczeblu
nauki. I co ważne, żeby nie pisać bzdur, konieczne było zawarcie bliższej
znajomości z książkami popularnonaukowymi. Przed rozpoczęciem powieści
przeczytałem ich… dużo. Jeszcze dziś mam około setki, z którymi trudno się
rozstać.
Programów telewizyjnych o tematyce popularnonaukowej
również staram się nie przegapić, ale podchodzę do prezentowanej w nich wiedzy
z wielką rezerwą. Jest często nieprecyzyjna, a w swej wymowie, z chęci
zwiększenia oglądalności, goni za sensacją. Na czas emitowania ogłupiających
reklam wyłączam dźwięk i wykorzystuję przerwy na zaparzenie dobrej herbaty,
kawy lub sięgnięcie do lodówki po przekąskę. Gorąco polecam tę metodę, choć
przy obecnym poziomie medialnego bełkotu stosowanie jej z nadmiernym
zaangażowaniem grozi przekarmieniem i w efekcie niepożądaną nadwagą.
![]() |
Odwiedź profil autora |
Kiedy pisał Pan swoją powieść?
Praktycznie całą dobę i od wielu, wielu lat. Trudno wymienić
jakąś szczególną, ulubioną porę dnia. W
pisaniu powieści każda minuta wolnego czasu jest bezcenna. Zyskuję go dzięki
pewnym nietypowym cechom charakteru, które choć nie są powszechnie akceptowane,
dla mnie są oczywiste i niezbędne do sensownego funkcjonowania. Staram się
wcielać w życie stwierdzenie Czesława Miłosza:
Jeśli
ktoś poważnie odnosi się do swojego powołania powinien wiedzieć, że obowiązuje
go ścisła zasada hierarchii, która polega na odrzucaniu wszystkiego, co jest
poniżej najwyższych wymagań, to znaczy tego, co dla naszej intuicji ma cechy
wartości pozornych, tandetnych.
Zrazu jego słowa
wydały mi się zarozumiałe, opinia przesadzona i zbyt mocno ograniczająca, ale
po głębszym zastanowieniu, a przede wszystkim po sprawdzeniu tej maksymy w
praktyce, przyznałem autorowi rację.
Wiele aspektów życia, powszechnie dziś promowanego
wzorca obywatela ludzkiej społeczności (człowieka tzw. kulturalnego) po prostu
odrzucam lub pomijam. Nie akceptuję żadnych form rozrywki zażywanej wyłącznie
dla samej frajdy nic nie robienia i pustej radości z niczego, nie rozumiem
stwierdzenia „idę się zabawić”, bo jest impreza. Aby się cieszyć, muszę mieć
ważny powód, bo z samego faktu istnienia, życia na Ziemi, potrafią cieszyć się
nawet zwierzęta. A co najważniejsze, nie rozumiem i nie czerpię przyjemności z
ogłupiania się za własne pieniądze. Wielogodzinne nasiadówki i gadanie o niczym
uważam za stratę czasu, podobnie jak poświęcanie zbytniej uwagi jedzeniu i
celebrowanie byle okazji. Uczestniczenie w wyścigu szczurów, we wszelkiego
rodzaju igrzyskach pt. „kto lepszy”, mija się z celem, bo wtedy najważniejsze
stają się opinie wątpliwych autorytetów i poklask przypadkowego tłumu widzów, a
nie wartość tworzonego dzieła. Tylko dzięki takiemu podejściu do życia zyskałem
czas na pisanie i rozwijanie własnych zainteresowań. Staram się go wykorzystać
jak najlepiej.
Zawsze mam pod ręką notatnik, podczas czytania,
oglądania telewizji (czasem mi się zdarza), a nawet podczas pracy i
odprężającego spaceru w lesie. Kiedy coś interesującego przeczytam, usłyszę,
zobaczę, czy nagle skojarzę odległe fakty, a uznam to za godne uwagi i
przydatne w powieści, zapisuję w skrócie poznane fakty, źródło czy wiedzę do
sprawdzenia. W nocy nie zasnę, dopóki nie zapiszę czegoś ważnego, co akurat
przyszło mi do głowy. Z tych luźnych, naprędce skleconych notatek, wiadomości,
prognoz i przepowiedni nawet kilka razy w ciągu dnia tworzę schemat treści lub
tylko oprawy wątków, nieraz zaledwie kilka zdań, dopasowanych do ich głównych
idei. Zwykle ten szablon nabiera sensu, ładu i składu dopiero po kilku dniach
korekt, które staram się wykonywać systematycznie, ale rzadko mi się to udaje.
Dopracowanie tekstu następuje koniecznie w godzinach rannych, bo tylko wtedy
potrafię wychwycić większość bzdur, nielogiczności, niepoprawnych, zbędnych
słów i powtórzeń. Bywa, że wywalam wszystko do kosza.
![]() |
Zerknij na stronę |
Dlaczego właśnie ten klimat?
Dlaczego wybrałem fantastykę naukową powiązaną z
najbliższą przyszłością naszego świata? Na to pytanie wyczerpująco
odpowiedziałem już we wcześniejszych wywiadach. Niewiele mam do dodania. Poza
tym chyba już przekroczyłem dzienny limit mędrkowania. Przytoczę tylko kilka
zdań:
„Nie miałem większego wyboru. Fantastyka naukowa to
jedyny gatunek, który pozwala oderwać
się od ponurej rzeczywistości, a jednocześnie być z nią w nieustannym kontakcie,
traktować dzień dzisiejszy jako czas i miejsce startu, pozwala planować lepszą
przyszłość, eksperymentować i podpatrywać efekty działań, wytyczać drogę i
zmieniać. A przynajmniej proponować kierunki zmian.
Wyławianie z teraźniejszości wszystkiego
co złe, tworzenie z tego tragicznych, katastroficznych, sensacyjnych i
pikantnych opowiastek… Ekscytowanie się cierpieniem
innego człowieka, tworzenie fabularnych opowieści z brudów naszej cywilizacji,
z tragedii innych ludzi, a na dodatek ubarwianie ich z artystycznym kunsztem i
serwowanie młodemu pokoleniu w formie rozrywki, nie leży w moim zwyczaju…”
Więcej m.in. na: Okiem MK oraz Subiektywnie o książkach.
Kochani, recenzje dwóch tomów Piętna Pielgrzyma możecie przeczytać na blogu: Zbuntowani (tom 1) i Naznaczona (tom 2). Dobra wiadomość: tom trzeci w przygotowaniu! Nie mogę się doczekać.
Mam nadzieję, że miło spędziliście czas i dowiedzieliście się czegoś nowego o autorze, a może dopiero mieliście okazję go poznać? Daliście się zaskoczyć? Dajcie znać :)