To był maj i wszystko pachniało bzem!
Zapraszam Was na podsumowanie minionego miesiąca.
Ależ ten czas zapiernicza! Dopiero był początek roku, a już wchodzimy w czerwcowe klimaty. Maj przeleciał mi zdecydowanie za szybko, czego żałuję, więc dziś zatrzymam się jeszcze na chwilę przy minionym miesiącu. Trochę się działo, sporo udało się przeczytać.
Coś czuję, że czerwiec będzie jeszcze lepszy! Dorwałam wiele książek, które tylko czekają na swoje pięć minut, no i z niecierpliwością czekam na pewne czerwcowe premiery.
Lecimy dalej? Na początek, jak zawsze, blogowe zalegajki, czyli książki przeczytane już jakiś czas temu, o których nie miałam wcześniej czasu napisać.
Zalegajki
Wśród zalegajek tym razem niewiele, bo udało mi się ruszyć dwie sztuki... Nie oznacza to jednak, że nie są to książki warte uwagi. Mam dla Was dwie propozycje w zupełnie różnym klimacie: historia oparta na faktach (z uwielbianej przeze mnie serii Na/Faktach) oraz poradnik dla "psiolubów" – ilustrowana wersja na wesoło.
Przeczytane w maju
Maj był bogaty w przeróżne opowieści, choć patrząc na poniższe "zestawienie", można zwrócić uwagę, że jednak przeważały nieco mroczniejsze klimaty; nie zabrakło kryminału czy thrillera, ale pojawiły się również powieści obyczajowe, interaktywna gra książkowa oraz coś na kształt romansidła (nie wiem, co mnie podkusiło).
Do najlepszych majowych pozycji zaliczam z czystym sumieniem: Gdzie śpiewają raki (za wyjątkowość) oraz Musimy porozmawiać o Kevinie (przejmująca do głębi). No, może jeszcze Zwierza bym tu wcisnęła. Z kolei najsłabsza okazała się tym razem literatura faktu: Operator 112. Relacja z centrum ratowania życia plus Seryjni mordercy. Jestem przekonana, że można czas poświęcony tym lekturom wykorzystać bardziej produktywnie, np. wlepić wzrok w ścianę...
W ogólnym rozrachunku to był dobry miesiąc.
Literatura dziecięca i majowy patronat

Powiem tak, jeśli chcecie podsunąć Waszym pociechom ciepłą i wartością, a do tego ciekawą opowieść, w której nie brak sekretów i happy endów, to Mataszkowie i widoki Krakowa (oraz pozostałe przygody tej sympatycznej rodzinki) nadadzą się idealnie.
Przeczytajcie też koniecznie wywiad z autorem => Autorski Przysłówek z Tomaszem Stochmalem.
Pozostałe wpisy
Majowe łupy
Czarny wygon, Grób, Igrzyska Śmierci... Prawdziwa z Ciebie iskierka radości.
Podsumowując, dodam jedynie tyle, że nie warto wstrzymywać się z zakupem, bo potem i tak nadrabia się zaległości... No mnożą się jak króliki te książkowe potrzeby!
Przepis miesiąca
Miałam szalenie ambitny plan, by pokazać Wam piękne, soczyste, smakowite i słodkie bułeczki, ale nie wypaliło, bo drożdżówki zniknęły w zastraszającym tempie. Podrzucam jednak zdjęcie robocze (bardzo robocze, wyrwane z kontekstu), a do tego przepis na najlepsze bułeczki drożdżowe z dowolnym środkiem – u mnie były to truskawki, ale z powodzeniem można je zastąpić rabarbarem (teraz mamy sezon), serem, budyniem, dżemem czy czekoladą.
Składniki
- 500 g mąki pszennej
- 25 g świeżych drożdży
- 250 ml ciepłego mleka
- 100 g rozpuszczonego masła (82%)
- 100 g cukru (drobnego)
- 1 jajko + 1 do posmarowania
- szczypta soli
Przygotowanie
1. Drożdże rozpuszczamy z cukrem (ucieramy je łyżką).
2. Dodajemy rozpuszczone mało z ciepłym mlekiem (uważajcie, żeby nie było za ciepłe, bo zabije drożdże).
3. Dodajemy przesianą mąkę, jajko oraz szczyptę soli i wyrabiamy ręcznie lub mikserem planetarnym (ja idę na łatwiznę...).
4. Zostawiamy do wyrośnięcia na ok. 30 minut.
5. Wykładamy na wysypaną mąką stolnicę i wałkujemy.
6. Tniemy w kwadraciki, napełniamy farszem (dowolnym) i odkładamy na blachę wyłożoną papierem (dajmy im jeszcze chwilę, by lekko podrosły).
7. Smarujemy jajkiem, pieczemy na złoto (ok. 15 minut) w 180 stopniach (piekarnik góra/dół, bez termoobiegu).
8. Wyciągamy, studzimy na kratce, a potem wszystkie znikają w tajemniczych okolicznościach.
Obiecuję, że kolejnym podejściu podrzucę jakieś bardziej zachęcające zdjęcie, o ile zdążę.
O czym jeszcze warto wspomnieć?
Niedługo opowiem Wam co nieco o nowych publikacjach, którym mam przyjemność patronować. Na razie zdradzę jedynie tyle, że nie będą to powieści, ale coś w zupełnie innym klimacie. Czeka Was potężna dawka wiedzy i... konkursy, rzecz jasna.
Zresztą, to nie jedyna atrakcja, jaka Was czeka. Powiem jedynie, że zapowiada się ciekawy konkurs z pewnym fajnym książkowym gadżetem, a być może i papierowym dodatkiem (zobaczymy, jak się rozwinie sytuacja). Już wkrótce!
Na pewno wspomnieć też o tym, że mąż zrobił mi dobrze! Mogę śmiało oznajmić, że mam w końcu dobrze zorganizowane centrum dowodzenia wszechświatem, które doskonale integruje się z moimi regałami. W końcu mam porządek – no, kreatywny chaos – wszystko jest pod ręką.
Chciałam też w tym miejscu podziękować wszystkim, którzy podzielili się z Ewką swoim 1%. To wiele dla nas dla znaczy i może w dalszym leczeniu, dochodzeniu do zdrówka, znacznie nas odciążając (tzn. procenty wpływają dopiero dopiero w październiku, więc w tej chwili ich nie wykorzystamy, ale warto na nie czekać).
Chciałabym, żeby córa miała już to wszystko za sobą...
Moje włochate zaczytane dziecię pozdrawia.
Kochani, mam nadzieję, że Wasz maj również upłynął w zaczytanym klimacie. Dajcie znać, co dobrego Was spotkało w zeszłym miesiącu (niekoniecznie książkowego).
Mam nadzieję, że wytrwaliście do końca. Życzę Wam zaczytanego czerwca!
Ściskam
M.