Jeżeli sam coś robisz, uważasz to za słuszne. Jest to zgodne z twoim kręgosłupem moralnym. Czyli jeżeli ktoś robi to samo, robi coś, co jest zgodne z twoim kręgosłupem moralnym. Tym samym czyni coś, co sam uważasz za dobre.
Pierwsze spotkanie z twórczością Artura Urbanowicza było udane – Gałeziste to historia, która bardzo mi się spodobała, całkowicie ujmując mnie swoim mrocznym klimatem. Dziś jednak przychodzę do Was z recenzją kolejnej książki – ta znów mnie ujęła, ale tym razem czymś zupełnie innym.
Chyba powinnam zacząć od tego, że nie kręcą mnie gangsterskie klimaty (nie licząc Ojca Chrzestnego), zatem omijam z premedytacją wszelkie filmy i treści, gdzie ten mafijny światek wybija się na pierwszy plan – wszystko przez wtórność... Zapytacie pewnie, dlaczego w takim razie zdecydowałam się na lekturę Grzesznika, skoro cała akacja toczy w podobnym klimacie – mafia, gangsterzy i porachunki? Odpowiedź jest prosta: wierzyłam, że autor potrafi ubrać oklepany motyw w potężną otoczkę niezwykłości. Nie myliłam się, Grzesznik po prostu ryje banię! A to lubię.
Gangster pełną gębą
Mafia zawsze kojarzy się z szemranymi interesami; układy, układziki, plecy i władza sięgająca tam, gdzie wzrok nie sięga. Brutalność, kara – wymierzona oczywiście sprawiedliwie – i gra. Można z uznaniem stwierdzić, że boss suwalskiej mafii, aby utrzymać się na powierzchni, musi być graczem doskonałym. Tej cechy z pewnością z nie można odmówić naszemu głównemu bohaterowi – Markowi "Suchemu" Suchockiemu. Mężczyzna doskonale sprawdza się w swojej roli: to on rozdaje karty, kieruje działaniami swoich "goryli", zgarnia gruby szmal i potrafi wyegzekwować, co trzeba – czego nie trzeba, również. Życie "Suchego" jest jak bajka: ma oddaną żonę – piękną, oddaną – kochankę (marzenie każdego mężczyzny), pieniądze, poważanie i – mówiąc delikatnie – doskonale się w tej sytuacji odnajduje.
Nic jednak nie trwa wiecznie. Do miasta powraca prawdziwy stary wyjadacz – zwany Grzesznikiem – który szybko pacyfikuje "Suchego", sprowadzają go do podłogi, ba, niżej nawet – miesza Marka z fekaliami koncertowo: krok po kroku odbiera mu wszystko, na czym eksbossowi mafii zależy...
Lojalność. Ciężki temat. Ciężki jak żywot gangstera. Grupa przestępcza przypomina... hmmm, organizm. O, dobre porównanie! Podobnie jak w prawdziwym, brutalne wyrwanie z niego jednego narządu skutkuje poważnymi następstwami, niejednokrotnie wręcz ze śmiercią. Jeszcze gorzej, gdy wewnątrz dostanie się jakieś paskudztwo, bakteria albo wirus - działające po cichu, mnożące się, drążące coraz głębiej, mącące, nastawione tylko i wyłącznie na niszczenie. Kiedy nosiciel zdaje sobie sprawę z ich obecności, jest już dawno za późno.
Co ważne, nie myślcie, że Grzesznik to jedynie fabuła naszpikowana akcją i paranormalnymi dodatkami. Książka niesie porządną refleksję, która – co trzeba przyznać – szybko obłapia mózg swoimi natrętnymi mackami; trudno uwolnić się od takiego "uścisku". Zatem: dynamizm, porządna dawka grozy, a do tego zaskakujący finał – brawo, Panie Autorze – i chwila zadumy.
To się czyta!
Wiecie, że nie miałam żadnych problemów z wejściem w fabułę – ani w gangsterski świat, ani w tę nadprzyrodzoną powłokę, która szczelnie go otuliła? Wspaniałe połączenie – spójne, zgrabne; naprawdę robi wrażenie. Autor wciąż szokuje Czytelnika, prowadząc z nim niebezpieczną grę, ale nie podając przy tym żadnych zasad. I jak się okazuje na końcu, dosadnie uzmysławia, że każdy krok "Suchego", każdy jego oddech, miały dla tej opowieści ogromne znaczenie. Czasem mały gest znaczy więcej, niż by się mogło wydawać.
Książkę pochłania się z lubością, prędko, bez przestojów i z taką niewyjaśnioną obawą: co będzie dalej? O co tu, do cholery, chodzi? Nie podejrzewałam, że przejmę się losem jakiegoś tam gangstera, że z zapartym tchem będę przyglądać się jego działaniom. A tak właśnie było.
Grzesznika czytałam – jak to mam w zwyczaju – późną nocą i "skoro świt", który zastał mnie przy lekturze tej powieści. Trudno się od niej oderwać. Próbowałam, ale bezskutecznie. Nie żałuję żadnej chwili, którą poświęciłam "Suchemu", w pamięci mam wszystkie obrazy – niewygodne, mroczne i często ociekające obrzydliwością – nie sposób pozbyć tych się tych wizji.
Jeśli szukacie dobrej powieści grozy, ale nie takiej bezmyślnej, lecz pozostającej na długo w pamięci, z odrobiną refleksji, porządną dawką strachu i niesamowicie spójnej (to ogromna zaleta) – Grzesznik będzie idealny. Na ciepły wieczór, mroźną noc i blady świt. Poza tym Autor prowokuje, zaskakuje i robi to naprawdę skutecznie. Jestem bardzo zadowolona z lektury i wiem, że przeczytam każdą książkę, która wyjdzie spod pióra Urbanowicza – Autor mnie nie zawiódł - a Grzesznika chętnie polecę i przyjaciołom, i rodzicom. Polecam i Wam :) Myślę, że czas na coś niebanalnego!
Za ten dreszczyk emocji nad ranem dziękuję Autorowi i wydawnictwu