Bo czasem prawda boli jak najostrzejszy z noży.
Po Kumulacji cierpień nadszedł czas na kontynuację – dość luźną, bowiem historia dotyczy zupełnie innej sprawy, a odwołania do pierwszego tomu są nikłe; Kumulację gniewu można przeczytać bez znajomości pierwszego tomu. Co tym razem zafundowała mi Monika Fudali? Z pewnością potężną dawkę wstrząsów.
Naszpikowana bólem
Czytam z różnych powodów; za każdym razem przyświeca mi jakiś inny cel. Raz jest to chęć poznania i zgłębienia jakiegoś zagadnienia, innym razem kieruje mną potrzeba "odmóżdżenia się" – czytam dla rozrywki – lekko i przyjemnie; czasem szukam dreszczyku, często refleksji. Zawsze jednak czytam dla emocji, by poczuć, ukochać, znienawidzić, by odrobinę ten mój umysł skatować, podsuwając mu mocne obrazy, lub odwrotnie – stając naprzeciw fali wzruszenia, i raz za razem łapiąc oddech między potokiem łez.
Czasem czytam, bo jestem ciekawa. Nie wiem, czego mogę się spodziewać i świadomie wchodzę w opowieść po to, by dać się zaskoczyć. Takie są opowieści Moniki Fudali – ach, te emocje. Wiecie, lubię te chwile, kiedy książka trzyma mnie w napięciu, wciąż zaskakuje, dostarczając mi przy tym czegoś więcej.
Taka jest Kumulacja gniewu – opowieść, w którą wchodzi się szybko, pędzi, obijając odrobinę po drodze o kolejne niewygodne fakty, a potem doczołguje do finału, który pozostawia w środeczku niepewność, niedowierzanie, smutek.
Znów spotykamy się z braćmi, których poznaliśmy w pierwszym tomie. Tym razem będziemy mieć do czynienia z duszą/duchem, który nie chce z jakiegoś powodu odejść z tego świata – będzie boleśnie, bo chodzi o dziecko; będzie gorzko, bo cierpienie jest niemalże namacalne. Czy gniew może być przeszkodą w odnalezieniu spokoju? Może, jak najbardziej, a kiedy poznamy źródło tego przygniatającego uczucia...
I tu dochodzimy do sedna – historia jest krótka, skondensowana, konkretna – więcej Wam nie powiem, bo odebrałabym tym samym całą przyjemność z czytania i odczuwania. Lepiej przekonać się na własnej skórze.
Prawie idealnie
Kolejny raz Monika Fudali udowadnia, że krótka forma w ogóle nie ujmuje atrakcyjności książce. Powiedziałabym nawet, że takie podejście do tematu jest wręcz hipnotyzujące. Autorka nie daje czytelnikowi nawet chwili na złapanie oddechu, ale pogrąża go w mroku już od pierwszych stron, a w niewygodnym napięciu trzyma do samego końca. To szybka akcja – gwałtowna i dynamiczna. Finał opowieści jest zaskakujący, ale muśnięty logiką i zrozumiały. Pozostając w strefie dziwów i zjawisk nadprzyrodzonych, wchodzimy w opowieść o nieszczęściu, smutku i gniewie; świetne połączenie ludzkiej tragedii z dość nietypowym dochodzeniem do prawdy.
Biorąc pod uwagę jedynie historię – wraz z fabułą, bohaterami, zawiązaniem akcji i wielkim finałem – należy uznać, że to opowieść porywająca (choć krótka), bardzo dynamiczna, poruszająca i bolesna. Autorka doskonale radzi sobie z mrocznymi sytuacjami, które raz za razem dokłada do tego wielkiego gara cierpienia. Niestety, kiedy dołożę do tego wykonanie – czar pryska. Coś tu poszło nie tak... Tekst jest pełen błędów wszelkiej maści, mocno kuleje tu interpunkcja, niektórym zdaniom brakuje stylistycznej ogłady. W pierwszym tomie tej przeszkody nie było – tu rzuca się w oczy i pozostawia pewien niesmak – na którymś etapie ktoś nie wywiązał się ze swojego zadania... Mam jednak nadzieję, że historia doczeka się wznowienia – może jakiś zbiór opowieści w jednym tomie? – i ten problem zostanie wyeliminowany.
Rzadko sięgam po tak krótkie formy, z obawy przed niedosytem. Boję się, że zanim wejdę w opowieść, wczuję i cokolwiek poczuję, będzie już po wszystkim. Jednak w przypadku tych mikropowieści nie miałam takiego problemu – tu emocje towarzyszyły mi od początku do samego końca; Autorka postawiła mnie w stan gotowości i nie pozwoliła spocząć do czasu, aż nie poznam prawdy. To ciekawe doświadczenie, a takie czytanie daje sporo satysfakcji. Może chciałoby się na dłużej pozostać z bohaterami, odkryć coś więcej – ale czy na pewno? Chyba lepiej przyjąć tę opowieść taką, jaka jest i bez żadnego "gdybania" wejść w to, co dostajemy.
Na koniec powiem Wam jedynie tyle: warto przeczytać – przymknąć oko na wykonanie i skupić się na historii, która powala. Chociaż książka nie jest długa – taka na jedno posiedzenie – to treść pozostaje w pamięci. To chyba taki znak rozpoznawczy Autorki – szturmem zdobywa naszą uwagę, utrzymując ją do samego końca; bez przerw, bez zbędnych ozdobników – miażdżący konkret.
Wcześniej czytałam jeszcze jedną książkę, która wyszła spod pióra Autorki: o Niezapominajkach możecie poczytać tutaj *klik*.
Książkę przeczytałam w ramach akcji Book Tour, którą zorganizowała Daria z bloga Kraina Książką Zwana. Dziękuję pięknie za możliwość przeczytania tych książek; to było porządne co nieco!