
Czasami wybieramy walki, które stoczymy,
a czasem to one wybierają nas.
Lisa Scottoline, Nie odchodź, przeł. H. Pasierska, Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.
Nie będzie dla Was zaskoczeniem, że sięgnęłam po kolejną książkę z serii Kobiety to czytają! Nie wiem, która to już z rzędu, ale jedno jest pewne: czeka mnie jeszcze wiele takich historii. I dobrze, bo po dobrą książkę zawsze warto sięgnąć. Ta seria to taki mój pewniak; dotychczas (poza jedną nieszczęsną Jedyną) wszystkie okazały się w jakiś sposób poruszające, wstrząsające czy po prostu wyśmienicie się je czytało, z zapartym tchem. Dziś przyszła kolej na Nie odchodź autorstwa Lisy Scottoline. Jak było? Jak zawsze: to dobry kawał literatury, nie tylko dla kobiet.
Ile wiemy o sobie?
Tym razem autorka porusza przede wszystkim problem wzajemnego zaufania, lojalności oraz, co chyba tu najważniejsze, znajomości swojej drugiej połówki. Ile o sobie wiemy? Cóż, okazuje się, że nawet małżeństwa, które uchodzą za niezwykle udane, kryją swoje małe lub też wielkie sekrety. Autorka idzie krok dalej – jeden z małżonków jest w porządku, drugi... cóż, nie do końca radzi sobie z zaistniałą sytuacją.
Tak sobie myślę, że los stawia przed nami takie pokusy, którym niełatwo się oprzeć, a gdy okazuje się, że można ulec i tym samym zażegnać ten czy inny kryzys (choćby ten wewnętrzny), czy można oceniać?
Z tą oceną różnie bywa... Z jednej strony ona powinna wytrwale oczekiwać jego powrotu – w końcu jej ukochany mąż walczy za kraj, ryzykuje własne życie, by wszystkim żyło się lepiej, ratuje istnienia – rzeklibyście: bohater! Między nimi zawsze było w porządku, kochali się. Z drugiej strony jest kobieta, która dopiero urodziła i została z tym wszystkim – z dzieckiem, z domem, ze sobą – sama.
Powroty powinny być radosne, jednak nasz bohater nie może liczyć na pełne wzruszeń powitanie. Przybył do kraju, ale tylko na chwilę – dostał przepustkę, by móc pochować ukochaną żoną i załatwić "pewne" sprawy, wśród których znajduje się ta najważniejsza, choć w sumie kompletnie mu obca – malutka córeczka.
Życie mężczyzny wywraca się do góry nogami – w jednej chwili traci niemal wszystko, włącznie z szacunkiem, ukochaną, pracą... Czy uda mu się poukładać to wszystko? Czy w ogóle jest sens o cokolwiek walczyć, skoro można odpowiedzialność zrzucić na kogoś innego? Czy warto się uczyć być ojcem, kiedy dziecko nie czuje z nami więzi?
Szybka akcja
Książka ma tę ogromną zaletę, że mimo trudne tematyki, którą porusza, czyta się ją właściwie bezproblemowo – na jednym wdechu. Sama fabuła jest dość przewidywalna – szybko możemy się domyśleć, o co tu właściwie poszło i jak rozwiną się niektóre z ważniejszych wątków – jednak ta przewidywalność nie wpływa wcale na emocje, których tu nie brakuje. To nie jest miałka opowieść, ale ciężki kawał historii.
Nie brakuje w tej opowieści wątków sensacyjnych, autorka nie pominęła prezentacji obrazu wojny w Afganistanie, który miażdży – tak delikatnie mówiąc – nie zabrakło też problemu natury moralnej i jak zwykle ocena zachowania tego czy innego bohatera nie będzie prosta. W tych powieściach nigdy nic nie jest proste.
Mnie się podało. Może nie jest to opowieść, która zwala z nóg, ale z pewnością skłania do myślenia, a to sobie cenię. To jedna z tych życiowych opowieści, które mogły się zdarzyć naprawdę. Pełna szarości – bez wyraźnego podziału na czerń i biel. Taka ludzka, po prostu.