Oprócz mozolnej korekty i edycji, pisanie to przede wszystkim przyjemność z tworzenia abstrakcji, a ja lubię przyjemności, mam w sobie sporo z hedonisty.
"Autorski Przysłówek" to cykl, który opiera się na wywiadach z autorami. Jednak, żeby nie było tak prosto, pisarze zmagają się z nie lada wyzwaniem, bowiem podstawę tych literackich zwierzeń stanowi zaledwie kilka przysłówkowych pytań – Jak? Gdzie? Kiedy? Skąd? Dlaczego? – które, co najlepsze, rozwijają według własnego pomysłu!
Wiktor Orzeł – rocznik potransformacyjny (1990). Mieszka w
Krakowie, lubi tramwaje, pociągi, czarną kawę, papierosy i piołunówkę. Lubi się
szwendać, dużo mu się zdaje, a co jakiś czas nawet udaje mu się coś wydać.
Dawno temu założył Portal Pisarski,
prowadzi też fanpage z poezją patchworkową Dzienność.
Jak reaguję na krytykę?
Całe
życie uczę się przyjmować krytykę, ale biorę do siebie tylko tę konstruktywną.
Bez krytycznego odbioru tego, co piszę, nigdy w życiu nie napisałbym książki,
nie stworzył własnego stylu pisarskiej ekspresji. Jeśli jednak ktoś mnie obraża
ad personam z pseudokrytycznej
pozycji, to po prostu nie czytam dalej, nie słucham, staram się wyciągnąć
odpowiednią wtyczkę, żeby nie doszło do niepotrzebnego spięcia.
Gdzie szukam inspiracji?
W zatłoczonych tramwajach,
autobusach, w pociągach, w pracy, w zadymionych kawiarniach i pubach, o
czwartej i piątej nad ranem, na przejściach dla pieszych, na papierosie i na
bruku. Otaczająca rzeczywistość jest najlepszym surowcem, który trzeba umieć
zauważyć, a potem odpowiednio długo szlifować, żeby wydobyć z niego blask. Nie
ma nic lepszego niż żywa tkanka społeczna, ten nieustannie pulsujący organizm,
który na każdym kroku zachowuje się inaczej; gdzie realizm magiczny miesza się
z surrealizmem, poezją, potocznym językiem i komizmem sytuacyjnym. Z kolażu
błahych sytuacji układam narracyjną mozaikę, która zaczyna z czasem mieć sens.
Zawsze największy problem mam z syntezą – takie to już uroki postmodernizmu.
Kiedy piszę?
Zawsze wydawało mi się, że
pisanie to taka czynność, którą trzeba robić wieczorem, najlepiej po kielichu,
palić do tego morze papierosów, pić kawę za kawą i że tak właśnie powstają
najwspanialsze literackie dzieła. Takimi obrazami konsekwentnie karmi nas
literatura i popkultura. Do pewnego momentu sam wierzyłem w ten mit. Nie mówię,
że tak nie można, ale znam już siebie dosyć dobrze i wiem, że najlepiej pisze
mi się od rana do południa. Im później piszę, tym więcej błędów popełniam,
trudniej składa mi się zdania i ciężej pcha fabułę do przodu, łatwiej się też
denerwuję, zniechęcam. Dla szeroko pojętej kreatywności najlepszą pożywką jest
ośmiogodzinny sen z zachowaniem cyklu kluczowych faz: REM i NREM. W trakcie
spanka wiele nierozwiązanych kwestii potrafi się ułożyć, a po przebudzeniu, już
po prostu wiadomo, co pisać dalej.
Skąd to całe pisanie do mnie przyszło?
Jako dzieciak chciałem być
lotnikiem, ale wada wzroku szybko mnie z tych marzeń wyleczyła. Potem
szykowałem się do kariery piłkarskiej; najpierw chciałem grać w ataku, potem
stać na bramce. Zresztą – wtedy każdy mój kolega chciał być piłkarzem, bo
socjalizację wtórną kształtowały zależności podwórkowo-boiskowe. Piłkę nożną
nadal lubię, ale moje życie potoczyło się w zupełnie innym kierunku.
Od najmłodszych lat lubiłem za
dużo czytać i zarywać noce przy baśniach, książkach przygodowych i kryminałach,
co odrobinę kolidowało ze sportowymi aspiracjami. Miłość do literatury była
konsekwentnie rozbudzana przez moją mamę, ale też dziadków, którzy posługiwali
się motywacją zewnętrzną – za każdą przeczytaną książkę dostawałem dwa złote,
więc za dwie skończone książki mogłem sobie już kupić czipsy i coś picia, co
oczywiście pochłaniałem w trakcie konsumowania kolejnych tytułów.
Im więcej czytałem, tym bardziej
dojrzewałem do tego, żeby w końcu stworzyć coś własnego. Pierwsza historyjka
miała zajebiście tajemniczy tytuł Chłodne Lato. Pamiętam, że bardzo
przeżywałem śmierć głównego bohatera, którego postanowiłem pozbyć się z
narracji. Opowiadań zaczęło przybywać, więc naturalne, że chciałem dotrzeć do
odbiorców spoza kręgu najbliższych znajomych i rodziny. Potrzebowałem nie tylko
klepania po pleckach, ale – przede wszystkim – krytycznego odbioru mojej
pisaniny, bo przecież widziałem, że w książkach, które czytam, jakoś to lepiej
wszystko brzmi. W internecie było kilka portali, ale żaden mi się nie spodobał,
więc postanowiłem założyć swój, no i tak to jakoś poszło i idzie dalej.
Dlaczego piszę?
Wypacam z siebie literaturę po
to, żeby uciec na chwilę od rzeczywistości do fikcyjnego świata, który gdzieś
mi tam w głowie dźwięczy i aż prosi się o to, żeby go przelać na papier. Oprócz
mozolnej korekty i edycji, pisanie to przede wszystkim przyjemność z tworzenia
abstrakcji, a ja lubię przyjemności, mam w sobie sporo z hedonisty. Te krótkie
momenty twórczego uniesienia działają na mnie jak dobry narkotyk, od którego
się uzależniłem.
***
Poznaj bliżej autora
- Zapoznaj się z moją recenzją Książki, której nigdy nie przeczytasz;
- Weź udział w konkursie i zdobądź swój egzemplarz (zakończenie 11.03.2020 o godz. 23.59);
- Masz ochotę na przygodę? Weź udział w zabawie i przygarnij wędrującą książkę (Book Tour);
- Odwiedź Portal Pisarski;
- Zerknij na fanpage z poezją patchworkową Dzienność.